środa, 9 lipca 2014

"Co nieco o sztuce. Tym razem sztuce pisania."


(Pragnę Wam przedstawić mój felieton. Został napisany przeze mnie na obozie "Media, gazeta, radio". Został sprawdzony przez instruktora obozu i opublikowany w obozowej gazecie, toteż mam nadzieję, że Was nie znudzi ;D. Wstawiam, bo dawno nic nie było, a w czerwcu obiecywałam Wam wiele postów, z czego i tak nie opublikowałam żadnego...)

Ostatnio wiele słyszymy o pisaniu i nastolatkach marzących, by zostać sławnymi autorkami znanych na całym świecie książek. Tworzą one setki bezsensownych blogów o równie bezsensownej treści, gdzie są wychwalane pod niebiosa przez osoby chcące im się podlizać. Ale... po co to wszystko?

Jest sobota, późny wieczór. Lekcje odrobione, a ja nie mam w co włożyć rąk, więc z nudów błądzę w zakamarkach Internetu. Myślę sobie, że z chęcią poczytałabym sobie jakiegoś fajnego, ciekawego bloga o CZYMŚ. Tak, o czymś, nie o NICZYM. Wpisuję w wyszukiwarkę Wujka Google interesujące mnie hasło. Wyskakują mi dziesiątki tysięcy stron, ale ja załamuję się i patrzę w monitor, tracąc wiarę w ludzkość.

Propozycja nr 1: xx-harry-styles-muj-monsz

Propozycja nr 2: justinek-bieberek-loff

I tak dalej. Błędne koło.
Nie mogę już patrzeć na blogi tego typu. Jednak wchodzę w pierwszy link... i mój umysł eksploduje. 873 obserwatorów. 83782982 wejść. Po 200 komentarzy pod każdym postem. Tekst, za który na polskim nauczyciel postawiłby pałę.

Prawdziwa oryginalność
Untitled Często używamy w dzisiejszych czasach słowa „oryginalne”. Co ono właściwie oznacza? Gdy spytamy o to pierwszą lepszą osobę z ulicy odpowie: „coś fajnego, czego nikt jeszcze nie wymyślił”. Jednak jest różnica między byciem oryginalnym, a złudzeniem, że się takim jest. Dziesięciolatka założy sobie bloga o One Direction i myśli, że jest kreatywna, bo (z całą pewnością) nikt nigdy wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Ale nie. TAKICH BLOGÓW SĄ MILIONY.
Oryginalny jest ktoś, kto wymyśli coś całkiem nowego, na co nikt jeszcze nie wpadł, ma własny pomysł i wie, jak go poprowadzić. I robi to sam, nie „zgapiając” od innych. W XXI wieku jest to dość trudne, zważając na to, że nawet nie do końca świadomie możemy wzorować się, a nawet kopiować czyjąś pracę. W końcu wszystko, co przeżyliśmy składa się na to, kim teraz jesteśmy, co odczuwamy... Każda, nawet najmniejsza lektura odrobinę nas zmienia. Więc... czy naprawdę może istnieć coś takiego jak oryginalność?

Samo pisanie... 
Jest z nim różnie. Dla niektórych przejawia się jako przekleństwo, a z kolei inni je ubóstwiają. Sama je kocham. Pozwala mi wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli, wyżyć się i zabić nudę. Czasem się odstresować. Inni uważają, że jest kompletnie bezsensowne i niepotrzebne – każde wypracowanie lub inna praca pisemna jest dla nich prawdziwą udręką. Wolą mówić wszystko na głos. Dla mnie przelewanie myśli na papier to rodzaj wyrażania siebie. Preferuję, by kartka mówiła za mnie, nie na odwrót. Jednak żeby pisać dobrze, trzeba się tego nauczyć.Wypracować sobie swój własny, niepowtarzalny styl. A do tego potrzeba wielu godzin twórczości własnej i rad osób, które znają się na tym i to bardzo dobrze. Trudno znaleźć sobie taką „betę” – osobę, która bez owijania w bawełnę wyliczy Ci wszystkie błędy, co do jednego. Ale najważniejsze, co trzeba zapamiętać podczas przygody z pisaniem – nie można się poddawać. Droga do poprawnego ujmowania myśli w słowa będzie długa. Ale według mnie, naprawdę warto.

Krytyka czyni cuda?
UntitledTak, ale tylko konstruktywna. I bez hejtów. Często spotykamy się z tym, że boimy się napisać prawdy, bo jeszcze autor się obrazi, albo tak przejmie, że zakończy swoją przygodę z pisaniem. Według mnie lepiej, żeby zakończył lub w końcu się nauczył, niż miał pisać wciąż tak samo beznadziejne teksty, nie słuchając nikogo. Lepiej napisać prawdę o czyjejś twórczości, niż ślepo gadać, jaka to ona jest cudowna i niesamowita. Jednakże swoje zdanie trzeba umieć wyrazić... I zrobić to dobrze. Bo kto potraktuje poważnie krytykę z błędem na błędzie? No i żeby ocenić, trzeba jeszcze wiedzieć cokolwiek o tym, co się ocenia. Śmieszą mnie często opinie tego typu: „Myśle rze nie potrafiż zbyd dobże pisać panój nad interpónkcjom i ortografiom morze wtedy bendzie lepiej ale na razie wyhodzi bez nadziejnie sorry taka pszykra prafda mam nadźieje rze pomogłam bo wiesz ja ómiem pisać pa”. Czy te osoby w ogóle wiedzą, co z siebie robią? Moim zdaniem są tego kompletnie nieświadome i to jest w tym najgorsze. Próbują wyrazić swoje zdanie, ale nie mają bladego pojęcia jak to zrobić. Nie dotknęło ich nigdy to, że ktoś, kto ewidentnie się znał zwrócił im uwagę. I poszły takie w świat. I piszą takie bzdury i piszą. I myślą, że są fajne i naprawdę pomagają.

Blog jest znany, bo dobrze prowadzony, czy znany bo prowadzący jest fejmem? 
Sądzę, że niestety częściej to drugie. Jest wiele osób, które mają sławnego bloga, bo sławni są oni sami. Bolesna prawda, ale jednak. Znajomi, którym zależy, by mieć ich w gronie przyjaciół chcą wkupić się w ich łaski i komentują każdy post tekstem typu: „O Boże, jak cudownie. Popłakałam się! OMG! Pisz dalej – piszesz najlepiej na świecie kc!” I tak u osoby znanej rodzi się przekonanie, iż jest absolutnym bogiem pisania i nikt jej nigdy nie podskoczy. Ale to rani. Ten człowiek zostaje później tym, który jest najbardziej
pokrzywdzony.

Podsumowując: zanim zaczniemy publikować cokolwiek – pomyślmy. Zamiast odgrzewać znów ten sam temat po raz setny – wykażmy się własną wyobraźnią. Zanim skrytykujemy – upewnijmy się, że sami robimy to lepiej. Nim zaczniemy ciągnąć na naszego bloga wszystkich znajomych i zmuszać ich do komentowania – zdobądźmy czytelników na własną rękę.

(źródła obrazków: weheartit.com)

6 komentarzy:

  1. Oj, Chionia, Chionia, się porobiło... Ale ja wiem, że obydwie kochamy długie, porządne komentarze.
    Sam tekst jest niezły, aczkolwiek styl masz bardziej powieściowy niż dziennikarski, i to widać. Nie twierdzę, że to źle, bo w felietonach i dłuższych formach dziennikarskich działa to tylko na plus, po prostu stwierdzam fakt.
    Swoją drogą, TU JEST BŁĄD. Początek ostatniego akapitu i to nieszczęsne 'podsumowując'. Jest imiesłowem, więc należałoby napisać, kto jest wykonawcą czynności... Taki pedantyzm językowy. Naprawdę, trzeba pisać: 'podsumowując, stwierdzam że...' czy 'kończąc, pragnę zauważyć, iż...' Taka drobna uwaga ;)

    A treść... (Szykuj się na osobny esej)
    Osobiście przeżyłam szok, gdy zaczęłam eksplorować blogowe zasoby internetu. Startowałam w miejscach, gdzie ludzie trzymają poziom, bo nawet rr jest całkiem niezłe pod tym względem (a przynajmniej było, gdy je odkrywałam). Potem wchodziłam na blogi ludzi stamtąd, po linkach na kolejne... I było okej. Zdarzały się błędy, czy głupsze wpisy, ale kiedy spróbowałam samemu znaleźć sobie jakieś opowiadanie do poczytania...
    Już sam poziom mnie odrzucił, nie wspominając o treści. Pierwsza moja myśl, dosłownie, brzmiała tak "Sama pisałam nie lepiej. W piątej klasie podstawówki. Do zeszytu, który nigdy nie ujrzy światła dziennego. Tylko ortografię znałam lepiej... ".

    ORYGINALNOŚĆ,
    o którą w tych czasach tak trudno, dla mnie oznacza coś trochę innego. W wypadku bloga (skupmy się na tym, bo nie mam zamiaru pisać epopei) wystarczy dla mnie oryginalna treść, lub oryginalny styl, lub oryginalny pomysł... rzadziej oryginalny wygląd, bym mogła nazwać go oryginalnym. Bo gdy na siłę próbujemy wymyślić wszystko od nowa... Wychodzi pokraka w rodzaju zebry, tylko że niebiesko-czerwonej, i z łbem i dzika, i ogon aligatora, z przednimi nogami kozy, a tylnymi koguta, a do tego nie ma pasków tylko cętki. I weź się, człowieku, domyśl, że autor miał na myśli zebrą.

    Jeżeli chodzi o samo pisanie,
    to beta ma nie tylko wytknąć ci błędy, ale i powiedzieć, jak je poprawić. O ile w przypadku ortografii to żaden problem, o tyle gdy trzeba komuś uświadomić, że jego autorskie fantasy jest zbyt dzikie nawet jak na standardy współczesnego świata, i że choć sama nie znam się lepiej na Hydrognomołosiach z Tytrylonodylandu, to wiem, że są bezsensowne, większość bet zaczyna mieć problem. Bo samo wypisanie błędów często nie wystarczy, co mi z tego, że raz je w pracy poprawię, jeśli nadal będę je popełniać? I wiem, ze wykres poprzedniego zdania wyglądałby jak plan ewakuacji klatki schodowej, nie musisz mi tego wypominać.
    [Wredny Blogger twierdzi, ze piszę za długo, więc tnę na dwie części komentarz ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Kontynuując, pragnę zauważyć, że:]
      Krytyka cudów nie czyni,
      dopiero kiedy osoba, do której jest owa konstruktywna krytyka skierowana, przejmie się nią, dopiero wtedy można mówić o jakimś początku cudu. Bo, szczerze, czy gdybym napisała jednej z aŁtoreczek wspominanych przez Ciebie blogasków, co sądzę o jej blogu, czy gdybym w jednym spośród setek komentarzy napisał, co robi źle, jak mogłaby się poprawić, czy gdybym pokazała jej, że można inaczej, lepiej, czy już wtedy byłby to cud? (Dobra, byłby, bo osiągnęłabym chyba maksymalny poziom nudy, bo zrobić coś takiego. Ale to inna sprawa. )
      I, według mnie, żeby krytykować, wcale nie trzeba robić tego (co się krytykuje) lepiej. Trzeba wiedzieć co jest źle i wiedzieć, jak powinno być dobrze - a przede wszystkim, jak z tego 'źle' dojść do tego 'dobrze.' Czy trener musi grać lepiej od swojego zawodnika? Nie. Czy redaktor musi pisać lepiej od pisarza? Nie. Czy koneser sztuki musi malować lepiej od artysty? Nie. Trzy razy nie, sprzedane!
      Czy ja muszę lepiej niż Ty ogarniać temat, by móc się wypowiedzieć, i napisać, że tu akurat nie masz racji? Nie.
      Sama jestem tu idealnym przykładem. Nie napisałabym takiego artykułu (chociażby dlatego, że nie miałabym gdzie go opublikować, a jakbym miała pisać do szuflady, to niech zostaje w głowie). A i styl mam inny, i inne teksty pisuję - po prostu nie umiałabym tak ładnie zebrać i ująć tego wszystkiego. I tak mam w wielu przypadkach. Ale gdy ktoś już tekst napisze, intuicyjnie wyczuwam, co i jak trzeba by poprawić. W sztukach wizualnych to samo, nie namaluję lepiej - ale mogę powiedzieć, że prawe oko jest o połowę większe od lewego. Chyba zrozumiałaś, o co chodzi.

      A co do popularności blogów...
      Eur namówiła mnie na wspólnego bloga. Recenzenckiego. Właściwie to sama jej zaproponowałam współpracę, bo nie miałam pojęcia, na co się zgadzam. I samo pisanie nie sprawia mi problemów, bo o tym wiedziałam, na to się przygotowałam, zgadzając się z nią współpracować. Ale kiedy idzie o rozrekalmowywanie bloga... Ona się na tym zna, ja się dopiero uczę, ale to, co już umiem, mnie przeraża.
      Mnie chodzi o to, żeby pisać do kogoś, żeby ktoś chciał mój tekst przeczytać. Nie żeby musiał, z grzeczności czy pod groźbą, nie 'bo tak wypada' - ma to robić, bo chce. A kiedy widzę, jak ludzie reklamują swoje blogi na zasadzie "obs za obs kom za kom ?" to aż się nóż w kieszeni otwiera. Już wolę jęczenie znajomym "Weź wejdź, weź skomentuj..!" Choć i tego nie cierpię i nie robię takich rzeczy. Mogę przy okazji wspomnieć znajomemu: 'a wiesz, prowadzę bloga, chciałbyś zerknąć?' A potem czekam, czy ów znajomy poruszy ten temat. Jeżeli nie, to nie nagabuję go - wolna wola, czyta czy nie czyta.
      Fakt, może jestem tutaj trochę przestarzała, i wierzę, że istnieje więcej takich ludzi jak ja, którzy, gdy blog im się nie podoba, po prostu wychodzą, a jeżeli autor błagał o komentarz, to piszą prawdę. Natomiast jeżeli tekst mi się podoba, to staram się coś napisać. Bo skoro umiem... A sama doskonale wiem, jakiego to daje kopa.

      Znam Cię, i wiem, że to przeczytasz i przemyślisz. Że pewnie będziemy o tym dyskutować. Ale gdybym Cię nie znała, jeżeli tylko wpadłabym na tego bloga, na ten post, napisałabym to samo. Może trochę krócej, trochę bardziej formalnie i pomijając kilka nawiązań, ale to samo.

      Tylko weź częściej coś opublikuj, bo szlag mnie trafia, jak jest fajny blog z wpisami raz na ruski rok.

      *Nareszcie skończyła gadać*,
      Kiva

      Usuń
  2. Dobra, ja umieram. Poddaję się. Jak Wy to robicie, Chione i Kivo? Praktycznie obie napisałyście felietony. *pomijając to, że większość komentarzy Kivy to felietony, powieści i antologie powieści*
    Chio, najpierw napiszę do Ciebie, bo to Twój blog, Twój felieton.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *durny blogger obcina mi komentarz*
      Pierwszym, co pomyślałem, było "Nareszcie ktoś to napisał!". No bo ja się zgadzam właściwie ze wszystkim. Niestety, chciałbym mieć inne poglądy, żeby wdać się w inteligentną dyskusję. Niestety, jestem zbyt podobny do Ciebie, xD. Poza tym nie jestem Kivą i moja różnica zdań by wyszła jak u rozkapryszonego czterolatka, ;______;. Co do samego tekstu, masz tak poetycki styl, że wolę Cię w opowiadaniach i wierszach, ale felieton bardzo miło mi się czytało. Ta ironia w niektórych fragmentach była taka dziennikarska, :).
      Do Kivy napiszę krótko: Ty masz jakiś talent do pisania komentarzy, ;-;.

      Usuń
  3. Dobra, Chciałaś to masz. XD oto mój komentarz. :P
    Czytałam to już dawno temu. No więc... To tyle. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie ma nic do dodania. :P
    Masz przyjemny sposób pisania tzn. fajnie się to czyta.
    Mnie również strasznie wkurzają blogi w których jacyś "artyści" wypisują bzdury. Mogę śmiało powiedzieć że na ortografii czy interpunkcji słabo się znam, ale to co niektórzy piszą... Trzy linijki tekstu po trzy błędy w wyrazie i żadnego sensu. Najgorsze są chyba blogi-pamiętniki w których ludzie chwalą się jakie to cudowne mają życie. A po jakiego grzyba komu wiedzieć czy tyłek podcierasz sam czy jest to sprawka lokaja. ;-;

    OdpowiedzUsuń