No to
lecimy z pierwszym, prawdziwym postem. Dziś czas na recenzję. Moja pierwsza ;_;
Nie bijcie, jak się nie spodoba. Postaram się postarać. Ale nie wiem, co z tego
wyjdzie. No to chyba wypadałoby zacząć ;>
Jedziemy.
"W życiu Joe wszystko zmieniło się od chwili, kiedy spotkał Candy.
Co takiego przyciągnęło jego wzrok? Jej włosy, uśmiech, a może sposób
poruszania się?
Joe myśli o Candy dzień i noc, uczucie do niej wyraża także poprzez muzykę. Ale Candy zabiera go do swojego świata: gorzkiej otchłani narkotyków, przemocy i rozpaczy.
Kiedy ponura prawda wychodzi na jaw, Joe musi zdecydować, czy miłość i nadzieja - oraz oczywiście Candy - warte są walki. I jak uciec przed niebezpieczeństwem, które czai się za każdym rogiem." - opis z okładki książki. Źródło: empik.com
Joe myśli o Candy dzień i noc, uczucie do niej wyraża także poprzez muzykę. Ale Candy zabiera go do swojego świata: gorzkiej otchłani narkotyków, przemocy i rozpaczy.
Kiedy ponura prawda wychodzi na jaw, Joe musi zdecydować, czy miłość i nadzieja - oraz oczywiście Candy - warte są walki. I jak uciec przed niebezpieczeństwem, które czai się za każdym rogiem." - opis z okładki książki. Źródło: empik.com
Sięgnięcie
po tę książkę zajęło mi naprawdę dużo czasu. Przechodziłam obok niej w
bibliotece wiele razy. Brałam do ręki, czytałam opis i powieść ponownie
lądowała na półce. Wydawała mi się... za poważna. Pół roku temu w końcu
odważyłam się, żeby w ogóle ją zacząć. I powiem szczerze: nie zawiodłam się.
Książka opowiada o zwykłym nastolatku, z tego co pamiętam, piętnastoletnim Joe.
Ale czy na pewno takim zwykłym, jak wydaje się na pierwszych stronach książki?
Nasz bohater sprawia wrażenie zwyczajnego, szarego, niewyróżniającego się niczym
chłopaka, jakich pełno. Pewnego dnia przyjeżdża do Londynu, by wyleczyć chorą
rękę.
„Trudno mi sobie uzmysłowić, jak żyłem, zanim
poznałem Candy. Czasem siadam i godzinami myślę o przeszłości, usiłując wydobyć
tamten czas z pamięci; nigdy mi się nie udaje. Tak, jakbym bez niej w ogóle nie
istniał. Udaje mi się cofnąć zaledwie pół godziny przed naszym pierwszym
spotkaniem; ostatnie chwile mojej egzystencji sprzed Candy, kiedy jeszcze byłem
po prostu chłopcem... chłopakiem w pociągu, chłopakiem z chorą ręką, chłopakiem
w dziwnej czarnej czapce. Wtedy
byłem niewinny. Byłem po prostu
chłopcem. W pociągu. Z chorą ręką. W czapce. To był cały
świat, który znałem.”
Na stacji poznaje Candy, która
- jak później się okazuje, do szczętu rujnuje jego dotychczasowe życie. Dziewczyna
już na początku przykuwa jego uwagę. I - sama z siebie - zaczepia go.
"I wtedy ją zobaczył.
Stała tam, opierając się o ścianę. Uśmiechała się. Był to jeden z tych niewielu uśmiechów, które pamięta się przez całe życie. Stał jak zaczarowany, nie mogąc się poruszyć. Mógł tylko trwać i wpatrywać się w nią."
Chwilę później,
nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności Joe spotyka mężczyznę. Człowiek zachowuje
się dziwnie, przeprowadza z Candy bardzo podejrzaną rozmowę i wyciąga od niej
pieniądze. Gdy nasz bohater wraca z powrotem do Londynu, jest nie tylko zdrów,
ale zupełnie odmieniony. Jakiś tydzień później, gdy odważa się wreszcie
zadzwonić do Candy, ta zgadza się z nim spotkać. Idą do zoo. Po prostu.
Ten moment w książce jest chwytający za serce. Jego prostota i niezwykle
opisana radość dziewczyny, przy czymś tak zwykłym, poruszają. W pewnym momencie
chłopak pyta ją o nieprzyjemnego mężczyznę, z którym rozmawiała. Ta wymyśla
jakieś łgarstwo. Joe wie, że ona kłamie. Nie wie skąd, ale wie. Gdy oboje
rozchodzą się w swoją stronę, książka zaczyna się rozpędzać. Ale nie w tym złym
znaczeniu. Wszystko przybiera powagi. To, co na początku wydaje się błahe,
nagle staje się przytłaczająco… prawdziwe. Autor nie próbuje wciskać
czytelnikom bujd. Pokazuje nam prawdziwy świat. Świat dużej części współczesnej
młodzieży. Sytuacje, w których może znaleźć się każde z nas. Gdy Joe dowiaduje
się, że Candy jest uzależnioną od heroiny prostytutką, nie zostawia jej. Nie
czuje do niej obrzydzenia. Ba! Próbuje jej pomóc.
„Nie potrzebowała mnie, nie chciała mnie, byłem niczym. Jedyne, czego potrzebowała, to heroina.”
Powieść
traktuje o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy. O poświęceniu. Nie opuścił jej,
mimo że powinien, bo choćby to nakazywał mu rozsądek.
„(Cytat
niedokładny) – Czy przedtem wiedziałeś, że ona coś bierze? – spytała.
- Tak –
odpowiedziałem, patrząc Ginie prosto w oczy. Ale to jeszcze nie robi z niej
potwora.”
Gdy
chłopak w końcu odnajduje dziewczynę, jest pobita niemal na śmierć przez
swojego alfonsa – Iggy’ego. Mężczyznę, z którym nasza bohaterka rozmawiała przy
pierwszym ich spotkaniu. Joe proponuje jej, by wyjechała z nim do domku jego
rodziców, poza Londynem i tam ukryła się przed Iggym oraz spróbowała rzucić
nałóg.
Tutaj wgryzamy się w kolejny
etap książki, który jest równocześnie przestrogą. Pokazuje nam, jak działa
heroina, co zrobiła z Candy. Jak ją wyniszczyła
„Ciało trzymało ją w szachu.”
Widzimy jak ciężko jest rzucić i wygrać walkę z własnym ciałem, które chce
tylko więcej i nie obchodzi go, że już nic nie ma. Gdy ból przejmuje kontrolę,
trudno jest myśleć jasno. Gdy nałóg rzuca Cię na kolana, nie masz nic do
gadania. Albo dasz więcej… albo będziesz cierpieć męki.
Powieść wciągnęła mnie do
reszty. I jako jedna z niewielu książek, doprowadziła do łez. Jest naprawdę
niesamowicie napisana. Ludzkie uczucia tak zgrabnie i zręcznie ujęte. Czułam
się, jakbym była wewnątrz głowy Joe’go. Jakbym stała tuż obok niego, na
wyciągnięcie ręki i w każdej chwili mogłabym go dotknąć. Jest naprawdę realną
postacią. Tak samo Candy. Są opisani jak ludzie. Bez zdolności magicznych, bez
rogów na głowie, bez półboskiej krwi (przepraszam szanownie fandomy takich oto
postaci ;-;). Bo są ludźmi. A nie potworami, pozbawionymi jakichkolwiek uczuć.
Przez to są nam bliscy.
Punkt kulminacyjny „Candy”
trwa, gdy Iggy odnajduje dom, w którym ukrywa się nasza dwójka i porywa siostrę
Joe’go by żądać w zamian za nią Candy. Kończy się tym, że nasza bohaterka,
(świeżo po wyjściu z nałogu), zabija swojego alfonsa.
Co tu więcej mówić? Mam
nadzieję, że recenzja się podobała i troszeczkę zachęciła do przeczytania J
Pozdrawiam
Ogólna ocena książki: 10/10
Snow White Queen
Podoba mi się. :D Rzeczywiście, ostatni akapit wyszedł rewelacyjnie - ogólnie zgadzam się z całą recenzją (szczególnie o tym, że książka przedstawia prawdziwe oblicze świata i nie słodzi) i również nie pożałowałabym tej maksymalnej ilości punktów. :D Tylko na początku mogłabyś zaznaczyć, że recenzja zawiera sporo spoilerów - opowiedziałaś prawie całą fabułę. ;) Anyway, nie mogę się doczekać, jaka będzie kolejna zrecenzjowana powieść. <3
OdpowiedzUsuńPS Początek nie był beznadziejny!
Dopiero teraz znalazłam twój blog- wybacz.
OdpowiedzUsuńFajnie opisałaś fabułę i mnie zachęciłaś do przeczytania książki, mimo, że teraz wiem co się stanie.
Czekam na więcej recenzji!
PS: To nie było beznadziejne, to było fajne <3
Amadea- również ta z rr